Sesja na zamku w Krasiczynie. Czas start. Są takie chwile podczas przygotowywania do pleneru, że jedno auto odmawia posłuszeństwa, w drugim zastępczym coś przerywa, a w trzecim świecą się kontrolki jak w Boże Narodzenie na choince. Marka samochodów zostaje oczywiście do wiadomości tylko dla Ani, Tomka i mnie, żeby nie było antyreklamy, he he. Nie były to żadne znaki na niebie mówiące „nie jedźcie”, bo objechaliśmy szczęśliwie trasę blisko 400 km (licząc w obie strony) do wspaniałego Krasiczyna. To miejsce, które już odwiedziłem raz, w zeszłym roku. Spodobało się również nowożeńcom, jako miejsce ich pleneru.
Ciekawe połączenie architektury, świetnie zachowanej i utrzymanej (polecam zresztą jako miejsce niedzielnego wypadu). Dla mnie białe ściany tego budynku, to permanentna blenda, dająca zawsze dobre światło do wykonywania zdjęć, więc śmiało mogę powiedzieć: lubię to! A do tego na przystawkę poza architekturą mamy do czynienia z ciekawym otoczeniem zamku w Krasiczynie; ogrodami, zagajnikami, a nawet stawem. Fotografować, nie umierać. Z drugim szklanym okiem towarzyszył nam Hubert z Weselahd, którego obecności się nie odczuwało, a za to szczególny szacunek chłopie! No i ta stylizacja florystyczna Ani i piękny uśmiech. A! Tomek też tam był! He he.
Poniżej prezentuję zestaw zdjęć, który zrobiliśmy tamtego dnia. Co ciekawe, całość zdjęć, które są we wpisie, jest w kolorze. Jakoś nie mogłem z niego zrezygnować.